Nie udało się nic napisać na początku tygodnia, więc teraz za to będzie krótkie, dwutygodniowe podsumowanie:
1) Rząd planuje tzw. reformę OFE; chodzi głównie o przeniesie obligacji wartych wiele, wiele mld zł do ZUS-u, czyli w pewnym sensie o "uzusowienie" II. filaru. Nie jestem ekonomistą, a zdania fachowców dotyczące reformy są podzielone. Może mieć ona jednak (mimo plusa, jakim jest obniżenie, przynajmniej w teorii, długu publicznego) w przyszłości bardzo złe skutki dla rynku kapitałowego. Istnieć będzie możliwość odprowadzenia składek do OFE lub wyboru Zakładu Ubezpieczeń Sandałów jako swojego żywiciela podczas jesieni życia. Pytanie jednak, czy - cokolwiek byśmy nie wybrali - to żywienie będzie wysokokaloryczne?
2) Zmiany w OFE były również jedną z przyczyn odejścia z Platformy Jarosława Gowina. Ten popularny polityk prawdopodobnie wkrótce założy nowe ugrupowanie, do której wejdą także inni "świeży emigranci", jak prof. Karpiński czy Jacek Żalek, a wcześniej również John Godson.. Im też nie podoba się polityka partii, a ta nowa, staroplatformowsko-pjnowska prawdopodobnie, może być całkiem aprobującą pozycją w niestrawnej karcie dań polskiej polityki.
3) W trzy dni po ogłoszeniu kontrowersyjnych zmian w systemie emerytalnym, premier Tusk zwołał konferencję prasową nt. urlopów rodzicielskich. Na tle rodziców z dziećmi wygląda się lepiej. Myślę, że choć ustawa o urlopach jest, mimo minusów, dość pozytywna - to tym bardziej szef rządu niepotrzebnie fatyguje się, by promować je swym autorytetem. Co prawda, więcej czasu przemewiali rodzice, ale i tak ten sposób odwrócenia uwagi od OFE był raczej dość tandetny...
4) Przez cztery dni związkowcy protestowali w stolicy. W kulminacyjnym momencie było ich ponad 100 tys. Głównymi postulatami było podniesienie płacy minimalnej obniżenie wieku emerytalnego do poprzedniego poziomu, zniesienie elastycznego czasu pracy i oskładkowanie wszystkich umów śmieciowych, jeśli ktoś pracuje na więcej niż jednej. Protestujący zarzucali również, iż Komisja Trójstronna jest w zasadzie Dwustronna i nikt się z nimi de facto nie liczy. Oczywiście, po to te związki są, by "stawiać się" w imieniu pracowników np. wobec rządu. Nie mniej, czy czasami to "stawianie się" nie jest trochę na wyrost? Podniesienie płacy minimalnej na przykład, może przecież w regionach słabiej rozwiniętych jeszcze bardziej zwiększyć bezrobocie. Na przykładzie tych protestów nieźle widać też, jaka partia prawicowa jest z PiS-u. Gdyby takową była - to czy parasol nad jej prezesem trzymałby Janusz Śniadek, były przewodniczący "S", czyli organizacji - jak to zwykle jest w przypadku związków zawodowych - lewicowej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz